Pierwszy dzień w nowej szkole po przeprowadzce z domu rodzinnego. W skrócie, mój tata dostał awans i nową posadę w Miami i wlókł mnie i moją mamę ze sobą z Polski. Lecz zanim opowiem wam wszystko, pierw powiem trochę o sobie. Nazywam się Emily, mam 17 lat, kocham pizze i jeżdżenie na swoim longboardzie. Moi rodzice pracują w szpitalu jako kardiochirurdzy, dlatego często nie ma ich w domu i przeważnie zostaje sama. Nie, żeby mi to przeszkadzało, ale czasem naprawdę potrzebuje kogoś z kim mogłabym zatracić się w rozmowie, nie licząc każdej minuty na zegarze. Niestety moich przeżyć z "przyjaciółmi" z Polski nie zaliczam do udanych. Czasami się zastanawiam dlaczego ludzie są tacy pełni nienawiści i fałszywi. Gdy tylko coś osiągniesz, inny człowiek zamiast się cieszyć tym z tobą postanawia zrobić wszystko, żeby to zniszczyć. Dlatego teraz mam dystans gdy kogoś poznaje, nie pozwalam się do siebie za nadto zbliżyć. Życie nauczyło mnie, żeby nie ufać za nadto i dostrzegać też złe strony ludzi.
Z nową nadzieją na lepsze życie stanęłam przed swoim nowym domem. Jest o wiele większy od tego w Polsce, blisko centrum i podobno mojej nowej szkoły. Popularnego liceum dla bogatych dzieciaków, najlepsze w tym jest to, że ja pewnie tam nie pasuje. Spokojna, cicha myszka wśród popularnych i rozwydrzonych nastolatków. Niestety to nie ja wybierałam sobie szkołę, a mój tata. W końcu zauważyłam, że moi rodzice zaczęli wypakowywać kartony z bagażnika samochodu, więc, żeby bezczynnie nie stać i się patrzeć postanowiłam im pomóc. Wzięłam 2 kartony do rąk i weszłam do domu. Rozglądając się wywnioskowałam, że jest w nim dużo wolnej przestrzeni, pomalowany jest w jasnych kolorach, zaś meble są z ciemnego drewna, czyli tak jak lubię. Postawiłam pudła na podłodze i wyszłam po następne. Idąc zobaczyłam przejeżdżające obok auto, a w nim grupę nastolatków, podejrzewam, że około w moim wieku. Normalnie nie zwróciłabym na nich uwagi gdyby nie akt, że gdy jechali zaczęli coś krzyczeć i śmiać się w tym samym czasie. Na samochodzie zauważyłam naklejkę z logiem szkoły, do której idę. Więc tak zachowują się tutaj ludzie, pomyślałam i wzięłam kolejne 2 kartony.
Gdy już wypakowałam wszystkie rzeczy z kartonów i odłożyłam je na miejsce w końcu mogłam iść do swojego pokoju. Nie jest jeszcze w pełni skończony, bo brakuję paru rzeczy, ale za niedługo będzie idealny. Zaczęłam serfować po internecie i natknęłam się na jakieś wydarzenie na Facebook'u, że jest impreza na plaży. Postanowiłam iść, bo i tak nie mam co ze sobą zrobić, wzięłam longboard'a i wyszłam z domu. W uszach zabrzmiał G-Eazy - Marilyn i ruszyłam zatłoczonymi ulicami miasta.
Gdy już byłam prawie na miejscu zostałabym potrącona przez samochód, który był mi już dobrze znany. To ten sam z pod mojego domu, a w nim Ci sami ludzie, którzy teraz też krzyczeli, ale już się nie uśmiechali. Dziewczyna za kierownicą zaczęła rzucać w moją stronę obelgami, ja zaś znów założyłam słuchawki i nie zwracając na nich uwagi odjechałam na desce. Nie z mojej winy prawie mnie zabili, tylko osoba, która kierowała za szybko jechała i chciała na czerwonym świetle przejechać, a w tym momencie na ulicy pojawiłam się ja. Przez chwilę czułam na sobie ich wzrok , lecz na szczęście odjechali tak szybko ja przyjechali. Na plaży było dużo osób w moim wieku lub trochę starszych, z moich obserwacji wynika też, że większość jest też już bardzo pijana. Idąc przez tłum i co chwile się przeciskając wpadłam przez przypadek na jakiegoś chłopaka. Blondyn zmierzył mnie tak chłodnym wzrokiem,że przez moje ciało przeszły ciarki, lecz zanim mogłam mu się dokładnie przyjrzeć oraz przeprosić on już odszedł. Trudno, pomyślałam i zaczęłam dalej się przeciskać, aż doszłam do baru. Tam na szczęście było mniej osób i nawet znalazłam miejsce by usiąść. Z rozmyśleń wyrwał mnie męski głos.
- Podać Ci coś?- spojrzałam przed siebie i zobaczyłam wysokiego bruneta, który teraz patrzał na mnie i się ciepło uśmiechał.
- Może cole- powiedziałam i odwzajemniłam uśmiech. Ten chłopak jest pierwszą osobą, która od kilku dni jest do mnie pozytywnie nastawiona, nie licząc rodziców oczywiście. Oni to czasem aż przesadzają.

Zażenowania i czerwona jak burak znów spojrzałam w jego kierunku, ale tym razem w pełnej dyskrecji oczekując najgorszego z możliwych sytuacji, lecz dostrzegłam tylko jak trzymają się za ręce i dziewczyna zaczęła go prowadzić w stronę parkingu. Odetchnęłam z ulgą i dopiłam swoje picie pocieszając się myśląc o tym, że jutro on pewnie nie będzie mnie nawet pamiętać, na pewno. Zapłaciłam z napiwkiem chłopakowi za barem i poszłam się przejść brzegiem plaży, żeby trochę ochłonąć i się uspokoić.
Piasek pod stopami był ciepły i delikatnie łaskotał, było to kojące i przyjemne uczucie, za chwilę zobaczę jeszcze zachód słońca i będę spełniona tego dnia. Weszłam jeszcze na chwilę do wody po kolana, która obmyła ze mnie resztki stresu, wstydu i pozostałości dzisiejszego dnia. Relaksując się spojrzałam przed siebie na zachodzące słońce, jest piękne, ma cel, który codziennie spełnia i zadowala innych. Zupełne przeciwieństwo człowieka, który swoimi wyborami krzywdzi innych i dąży po trupach nie obracając się za siebie, więc nie widzi czy kogoś krzywdzi i czy ten ktoś cierpi. Choć nadzieja jeszcze nie znikła, ludzie mają wybór i mogą się stań lepszym nie tylko dla kogoś, lecz także dla siebie. Ja jestem tego idealnym przykładem, ale o tym kiedy indziej, może kiedyś się otworze się do innych i opowiem swoją historię, może.